Kiedy pytają mnie: Marcin, na jakie iść szkolenie?
Odpowiadam: …to zależy.
Spotykam bardzo wiele osób na początku lub w trakcie swojej drogi rozwoju. Wiele z nich przytłoczona jest liczbą dostępnych szkoleń dla fizjoterapeutów i ich cenami. Sam tak miałem. Gdy zacząłem studia, nie byłem w ogóle świadomy tego, że moją naukę będę musiał kontynuować na szkoleniach podyplomowych. Przyznam, że dla biednego studenta była to tak nierealna i odległa perspektywa, że początkowo nawet nie zaprzątałem sobie tym głowy. Po prostu chodziłem na wszystkie wykłady i ćwiczenia. Czytałem wypożyczone i pobrane z internetu książki w nadziei, że dotrę do wiedzy, która pozwoli mi skutecznie pomagać innym.
Podczas szkolenia z Terapii Narzędziowej Tkanek Miękkich zawsze opowiadam jak to było kiedyś z IASTM w Polsce. Informacje na ten temat nie były tak łatwo dostępne jak teraz i trzeba było się mocno natrudzić aby z czeluści internetu wyrwać strzępki wiedzy. Powinienem był wtedy dostać za to złotą łopatę. Dziś już nikt nie wyobraża sobie, żeby nie było można na temat jakiejś metody poczytać w internecie.
Tak jak wspominałem, łatwo nie było, a dziś jest moim zdaniem jeszcze trudniej. Natłok możliwości po prostu przytłacza. Kiedyś zrobiłeś PNF to byłeś gość i wszędzie do pracy Cię przyjęli, bo pracujesz metodami. W trakcie studiów poznałem wielu wspaniałych terapeutów, którzy byli dla mnie mentorami i momentami wręcz wyroczniami. To od nich słyszałem że coś jest robić warto lub coś się opłaca. Idąc dalej za Jackiem Walkiewiczem: nie wszystko, co się opłaca warto, nie wszystko co warto się opłaca.
W życiu fizjoterapeuty trzeba sobie odpowiedzieć na to zajebiście ważne pytanie: z jakimi pacjentami chcę pracować? I trzeba wyspecjalizować się w pomaganiu właśnie im. Brzmi jak banał, ale po paru latach spędzonych na sali szkoleniowej jako słuchacz i jako instruktor właśnie do takich wniosków dochodzę.
Są terapeuci którzy kończą szkolenie za szkoleniem, w myśl zasady że trzeba się rozwijać. Jeśli stoimy w miejscu, to się cofamy, bo świat i nauka idą na przód. Jest to prawda. Niestety, jeśli nie praktykujemy jakiejś wiedzy, to po prostu ona nam ucieka. Sam Bruce Lee mawiał: Nie boję się tego, kto zna 1000 kopnięć. Boję się tego, kto 1000 razy trenował jedno kopnięcie. Morał z tego taki, że łatwo się zafascynować praktykami ludzi z doświadczeniem, którym wszystko przychodzi łatwo, bo mają to we krwi lub inaczej mówiąc w pamięci mięśniowej. Doświadczony terapeuta manualny pracuje inaczej, niż jest napisane w skrypcie. On robi to, czego pacjent i jego tkanki potrzebują. A to wypływa z doświadczenia, nie ze schematu. Wspomniany chwilę wcześniej filozof mawiał również: Be Water My Friend. Czy jesteśmy na tyle zasobni w czas i środki finansowe by jeździć na różne szkolenia, tylko po to by wybrać z nich tylko tą jedną rzecz, która nam się przyda? Poznałem takie osoby. Mój mentor mawiał, że czasem warto przeczytać jakąś książkę tylko dla ,,Tego jednego zdania’’. Cóż, podpisuję się pod tym rękami i nogami, ale droga na skróty, to to nie jest. Tacy ludzie to pasjonaci, którzy z rozwiązywania problemów pacjentów uczynili sztukę.
Od jakiegoś czasu zgłębiam wschodnie podejście do problemów moich pacjentów. Do Klasycznej Chińskiej Medycyny przywiodły mnie metody, którymi już od dawna pracuję. Dociekliwość i chęć dotarcia do wiedzy źródłowej w końcu doprowadziły mnie do nauki akupunktury w jej najbardziej klasycznym modelu. Akupunkturzystą nie nazwę się jeszcze przez wiele lat, bo tyle zajmie mi nauka podstaw. Natomiast to, co mnie w niej zauroczyło, to fakt, że terapeuci tego modelu potrafią się pięknie między sobą różnić i nie potrzebują co chwilka jeździć po nowinki. Wiedza, im starsza, tym bardziej drogocenna. Model pracy opiera się o ,,linię przekazu”. Wiedzę przekazywaną z mistrza na ucznia. Terapeuci są dumni i przekonani do swojej linii przekazu i to ją praktykują.
Jeden ze współczesnych mistrzów miał takie powiedzenie: Każda teoria jest dobra, o ile sprawdza się w klinice. Bardzo mi się to spodobało. Padło to z ust praktyka, który sprawdzał i weryfikował wszystkie techniki terapeutyczne, którymi pracował. Życzę każdemu z nas takiej wytrwałości i konsekwencji w naszych praktykach. Sam uczyłem się wielu technik, które były tylko sztuką dla sztuki.
A zatem, czy opłaca się chodzić na wszystkie możliwe szkolenia świata? Jeśli masz tylko młotek, to wszędzie widzisz gwoździe. Jeśli masz świadomość swoich ograniczeń i wątpliwości, dobrze jest wiedzieć, że gdy brakuje Ci kompetencji, to możliwości się nie kończą i można szukać pomocy u innego specjalisty.
Czy warto spędzić wszystkie weekendy do końca życia na sali szkoleniowej? Czy głód wiedzy można kiedyś zaspokoić? Co za dużo, to niezdrowo (nie dotyczy książek i kursów dla Fizjo).
Co doradzić komuś w takiej sytuacji? Jeśli lubisz to, co robisz, to nie spędzisz w pracy ani jednego dnia. Ja, to co robię (gdyby nie kredyty i rachunki) robiłbym za darmo, bo nie wyobrażam sobie innego zajęcia. Nauka to moje hobby.
Każdemu, kto nie wie, czy iść, czy nie iść na dane szkolenie, jaki kurs zrobić, odpowiadam:
Zastanów się, czy warto?
Czy się opłaca?
Czy to jest to, odpowiedź na Twoje zajebiście ważne pytanie?
Czy chcesz to robić do końca życia?
Czy można by to robić tylko dla przyjemności?
Życie według niektórych modeli mamy tylko jedno. Szkoda byłoby je zmarnować nawet o tym nie wiedząc. Ja uczyłbym się na Twoim miejscu od doświadczonych praktyków tego, co daje mi satysfakcję.
Marcin Zarzembłowski