Kiedy pierwszy raz usłyszałem nazwę „oś HPA”, byłem niemal pewien, że to coś związanego z mechaniką samochodową. Cóż, oczywiście bardzo szybko sprawa się rozjaśniła, bo czemu ktoś miałby mówić o sprawach związanych z warsztatem mechanicznym w kontekście stresu? To ostatnie pojęcie jest już znacznie bliższe – mi, Tobie, właściwie każdemu. Zacznijmy zatem od niego.
Zapewne znasz kogoś, kto wiecznie przywodzi na myśl kłębowisko czarnych chmur. Ciska w gniewie lub bezsilności kolejne piorunujące przekleństwa aż zaczynasz chować głowę głębiej między ramiona pewien, że zaraz poleci w Twoim kierunku jakiś talerz, bądź oberwiesz rykoszetem. Mówimy o nim zazwyczaj „nerwus” i jest jasne, że jest bardzo zestresowany. Daje to odczuć innym, a sam przyprawia się niemal o migotanie przedsionków z powodu byle głupstwa. Cóż, znamy też przeciwieństwa takich osób – wyluzowane jednostki, które z godnym podziwu opanowaniem znoszą trudy życia, a sama ich obecność sprawia, że czujemy się lepiej. Moglibyśmy rzec, że nie odczuwają skutków stresu. I w połowie jest to prawda.
Dlaczego tylko w połowie? Otóż z definicji stres, to zjawisko biologiczne nie tylko społeczne czy psychiczne. To każdy bodziec, który jest stanie choć na chwilę zachwiać naszą idealną harmonię homeostazy. W tak szerokim kontekście stresem jest już samo oddychanie powietrzem w którym unosi się smog, zjedzenie nafaszerowanego glutaminianem sodu makaronu w azjatyckim fast foodzie, aż po danie sobie solidnego wycisku podczas treningu siłowego. Hej, ale przecież aktywność fizyczna jest zdrowa, prawda? To jak może być stresem?
Ano, może. Bo nikt nie powiedział, że stres jest tylko i wyłącznie zły. Gro naukowców twierdzi, że bez niego nasze życie wręcz nie mogłoby istnieć. Wielu filozofów posuwa się dalej w twierdzenie, że byłoby wręcz pozbawione sensu. I jeśli się chwilę nad tym zastanowić, to jest w tym sporo racji. Każdy stresor to bodziec do rozwoju. Sprawia, że kiedy zaczynamy regularnie biegać, nasze płuca i serce, a także cały aparat mięśniowo-szkieletowy się wzmacnia by podołać trudom nowego celu. Kiedy zaczynamy medytować, paradoksalnie dla mózgu jest to nowa sytuacja i również wiąże się to z pewną dawką stresu. Kiedy robimy coś naprawdę głupiego, jak opychanie się bez opamiętania śmieciowym jedzeniem… No cóż, jest dokładnie tak samo, choć oczywiście taki stres nie prowadzi do niczego konstruktywnego.
Dobra, to jak w takim razie długotrwały stres – jaki by nie był – oddziałuje na nasz organizm? Co się dzieje na poziomie fizjologicznym? Dlaczego klasyczny nerwus częściej odczuwa ból kręgosłupa czy głowy, natomiast nasz wyluzowany koleżka znacznie rzadziej? Pierwszą reakcją na silny stresor jest zadziałanie układu autonomicznego i reakcja walki lub ucieczki. Oczywiście nie zawsze jest to coś, co może nam zagrozić fizycznie. Korek na drodze, cięta uwaga kolegi w pracy czy choćby wlepiony za niewinność mandat również sprawiają, że podświadomie czujemy się zagrożeni i nastawiamy się na obronę. Natomiast po upływie pewnego czasu – od kilku minut, do nawet kilku godzin – pierwsze skrzypce przejmuje oś HPA, czyli oś podwzgórze-przysadka-nadnercza. Układ ten zajmuje się naszym bezpieczeństwem kiedy organizm wciąż jest zagrożony, ale nie może długo pozostawać pod działaniem ogromnych ilości adrenaliny czy noradrenaliny. Podwzgórze wydziela kortykoliberynę (CRH), która następnie pobudza przysadkę do wydzielania kortykotropiny (ACTH). Ta zaś oddziałuje na korę nadnerczy, by zaczęła wypuszczać do krwi glukokortykoidy, między innymi kortyzol, nazywany popularnie hormonem stresu. Chociaż zazwyczaj myślimy o nim w negatywnych aspektach, w uzasadnionych przypadkach jego duży wyrzut jest ważny – zwiększa stężenie glukozy we krwi i przyspiesza rozkład kwasów tłuszczowych do ciał ketonowych. Mówiąc prościej, zapewnia nam dużą dawkę paliwa we krwi, którą mięśnie i pozostałe narządy mogą wykorzystać w celu przetrwania. To dość rozsądne, prawda?
Na dłuższą metę długotrwałe uwalnianie dużych dawek kortyzolu działa na nas negatywnie. Hormon ten bowiem działa destrukcyjnie na układ odpornościowy – zmniejsza ilość limfocytów oraz ich aktywność. Odkrycia z zakresu psychoneuroendokrynologii, czyli działu, na którym niejeden niemal połamał język od wymawiania choćby samej nazwy tej nauki, wskazuje na silne połączenie osi HPA z osią neuro-endokrynno-pokarmową. Pod wpływem ich wzajemnego pobudzania dochodzi do wyrzutu prozapalnych cytokin, czynnika nasilającego objawy bólowe. Głębsze wgryzienie się w temat wymaga z pewnością osobnego, obszernego wpisu, ale zachowując sens całości – nasz wspomniany kolega nerwus jest wielokrotnie bardziej narażony na odczuwanie dolegliwości związanych z bólem oraz problemami układu trawiennego niż kumpel, który jest wiecznie wyluzowany. Duże pobudzenie obu wspomnianych osi związane jest bowiem ze znacznie zwiększoną odpowiedzią bólową, obecnością nasilonego lęku, napadami paniki bądź epizodami depresji.
Jako klasyczny „kapitan oczywisty” mógłbym każdemu doradzić to, co słyszeliśmy już nie raz – wyluzuj się i nie denerwuj. Tylko czy ktoś z nas choć raz w życiu widział na własne oczy sytuację, by taka rada faktycznie zadziałała? Obawiam się, że nie. Leczenie bólu, jak i zarządzanie własnym stresem i emocjami jest wielowymiarowym procesem. I co niezwykle miłe, dobrze prowadzona fizjoterapia jest w tym bardzo pomocna. Może masz ochotę poczytać o kilku metodach, których możesz wypróbować samodzielnie w domu, by zmniejszyć poziom stresu? Co powiesz na film, albo podcast na ten temat?
Pozdrawiam,
Maciej Duczyński
Bibliografia:
1. Rex L. Evaluation and treatment of somatovisceral dysfunction of the gastrointestinal system, Edmonds, WA, 2004
2. Higgins DM. The Relationship Between Chronic Pain and Neurocognitive Function: A Systematic Review, Clin J Pain, Mar 2018